Tak więc zaczynamy w znanym wszystkim miejscu czyli tam gdzie walczyli grim i ichi.


W wietrznym miejscu, pomiędzy kolumnami z marmuru, stałem ja. Wiatr szarpał moje futro. Rozglądałem się za potencjalną walką.

Rozglądając się po okolicy zauważyłem piękny cel, jakim był arrancar w dziwnych czerwonych włosach.
By dostać się tam, zacząłem skakać z kolumny na kolumnę, by dostać się na górę.

Dotarłem na szczyt jednej z wież (naprzeciwko twojej).
Uśmiechnąłem się pod kapturem, gdyż zapowiadała się wyśmienita walka - Walcz.

Ustawiłem sie w pozycji do skoku.
Chyba to nie będzie taka dobra walka, jak myślałem

Wyciągam mój miecz i również skaczę tyle, że nie na samego przeciwnika, ale lekko obok niego. Odbijając w locie jego cios, ląduje na drugiej kolumnie (czyli zamiana miejscami)
Obracam się szybko, trzymając mój dwuręczny miecz obiema dłońmi.

Stałem przygotowany na kolejne ataki. Lecz nagle mnie olśniło. Uważając cały czas, odskoczyłem do tyłu, chwytając krawędzi kolumny, zacząłem zjeżdżać po płaskiej powierzchni. Szybkie zerknięcie dookoła i gotowość do odparcia ataku.

Zjeżdżam na sam dół. Odbiegam od kolumny uważnie się rozglądając. Potem zataczam ćwiartkę koła, by widzieć obydwie kolumny w całej okazałości. Przygotowuję się do ataku z zaskoczenia, uważnie wypatrując mój cel przy kolumnach.

Czekam, aż dym opadnie, co jakis czas rozglądając się na boki

Wiec teraz cie mam
Gdy dostałem, od razu zacząłem biec w lewo. Zacząłem ładować cero w prawej ręce. Wyszedłem z dość małego dymu. Wymierzyłem do przodu.

Pozbierałem się dość szybko. Lecz z raną na plecach niewiele jeszcze zdziałam. Wysłałem balę za tobą, a po niej zaraz cero, by trafiło do celu.

38 k rei

Juz chyba nic nie zdziałam
Ostatkiem sił strzelam po kolei 10 balami w ciebie.

Dobra przegrałem - nie mam czasu na odpis